Już po wysłaniu mego listu z dnia 3 bm. dowiedziałem się jeszcze, że redakcja Wydawnictwa Literackiego, przygotowująca tom, mający zaprezentować poetów polskich, którzy debiutowali w Polsce Ludowej, usunęła z książki materiały, dotyczące mojej osoby. Wydawnictwo mnie o tym w żadnej formie nie powiadomiło, mimo iż w r. 1967 zwróciło się do mnie o wiersze i esej; esej ten i wiersze Wydawnictwo otrzymało. Wiadomość o tym dotarła do mnie drogą nadzwyczaj pośrednią.
Najbardziej w tej całej sytuacji — jak już o tym pisałem w liście z dn. 3 bm. — przygnębiającą jest dla mnie okoliczność, że wszystkie mnie dotyczące decyzje są poza moją wiedzą i w dziwnie dla mnie nieprzejrzysty sposób, noszący wszelkie cechy anonimowości. Nikt się do mnie nie zwraca, nikt ze mną nie rozmawia i sam nie wiem, do kogo mam się zwrócić i z kim rozmawiać. Od roku bez mała żyję w poczuciu, że jestem osaczony, choć dojść nie mogę, kto mnie osacza i jakie są po temu racje, ponieważ racji tych nikt mi nie wyłożył. Widocznie potrzebne jest, aby cała rzecz skończyła się następnym moim zawałem serca.
Warszawa, 7 stycznia
Marta Fik, Marcowa kultura, Warszawa 1995.
W GPK [Granicznym Punkcie Kontroli] Łysa Polana ustalono, że 9 kwietnia 1969 o godzinie 11.00 służba graniczna CSRS przekazała stronie polskiej (strażnicy WOP w Łysej Polanie) Macieja Włodka zatrzymanego po stronie słowackiej. Wraz z nim na terenie Słowacji przebywało dwóch młodych mężczyzn, o których podano stronie polskiej, że są to Józef Kozioł i Maciej Mróz — obywatele polscy stale zamieszkali w NRF. Wymienieni przed wyjazdem do NRF zamieszkiwali w Krakowie. [...] Powyższe spotkanie Włodek przedstawił jako przypadkowe, przekroczenie zaś granicy z CSRS, według jego wyjaśnień, nastąpiło w rejonie Żabich Szczytów Niżnych, gdzie wraz z lawiną zsunął się na stronę słowacką. Obawiając się wracać tą samą drogą, udał się Doliną Roztoki po stronie CSRS, gdzie został zatrzymany. Według oceny oficera WOP, wygląd zewnętrzny Włodka i jego stan psychiczny nie wskazywał na to, by faktycznie był porwany przez lawinę. Po przekazaniu go stronie polskiej został zwolniony przez służbę WOP. [...] Przystąpiono do ustalenia osób podających się za Józefa Kozła i Macieja Mroza. Z przeprowadzonych ustaleń na terenie Krakowa wynikało, że z terenu Krakowa za granicę nie wyjeżdżały osoby o nazwiskach Józef Kozioł i Maciej Mróz. Wyjechali natomiast: Andrzej Mróz [...] i Maciej Kozłowski. [...]
Bartosz Kaliski, Przerzut od Giedroycia, „Karta" nr 40, 2004.
W dniu 12 kwietnia 1969 [TW „Roman”] złożył [Irenie] Lasocie-Zabłudowskiej niezapowiedzianą wizytę. Zauważył, że oczekiwała kogoś innego i jego wizytą była trochę speszona. [...] Po kilku minutach do mieszkania wszedł młody mężczyzna w wieku około 25 lat, którego gospodyni przedstawiła imieniem Maciek, dodając przy tym, że jest studentem Uniwersytetu Warszawskiego. W czasie towarzyskiej rozmowy Maciek wspomniał, że jest taternikiem i często bywa w Tatrach. [...] Po krótkiej grzecznościowej rozmowie „Roman” przeprosił Maćka i zgodnie z przyjętym już zwyczajem przeszedł do sąsiedniego pokoju, pozostawiając teczkę z ukrytym minifonem. Maciek po upewnieniu się, że są sami, relacjonował Lasocie-Zabłudowskiej:
Maciek: [...] Jest jeszcze parę egzemplarzy nowego numeru „Kultury”. Numer z marca jest o wiele ciekawszy niż poprzednie, dlatego że zawiera wiele informacji z kraju. Poza tym niedługo będę miał około dwustu egzemplarzy Wydarzeń marcowych, będę je miał dopiero w maju i chcę je rozprowadzić przed wyborami.
Rozważali oni ponadto sposób rozkolportowania omawianych wydawnictw „Kultury” paryskiej. Uzgodnili, że materiały rozprowadzą w domach akademickich.
[...]
W celu ustalenia Maćka wykonano następujące czynności:
[...]
— przeanalizowano wykazy członków Klubu Wysokogórskiego w celu wyłonienia mężczyzny o imieniu Maciek, studiującego na UW;
— ponadto zorganizowano zakryty punkt obserwacyjny, pozwalający na fotografowanie i orientacyjne ustalenie osób odwiedzających Lasotę-Zabłudowską w jej mieszkaniu.
W wyniku realizacji powyższych czynności [...] został ustalony Maciek — był nim Maciej Józef Włodek, syn Stanisława i Marii, urodzony w 1945 roku, kawaler, student piątego roku Wydziału Geologii UW, członek Klubu Wysokogórskiego.
Bartosz Kaliski, Przerzut od Giedroycia, „Karta” nr 40, 2004.
W przeciągu ubiegłego roku napisałam [...] teksty o tematyce, którą można określić jako polityczną. [...] w momencie ostrego napięcia politycznego zaistniała sytuacja, w której ulotka stała się jedynym sposobem wypowiedzi. Dyskusja, o którą wołali studenci, nie doszła do skutku, zamiast argumentów stosowano represje. [...] jestem przekonana, że masowy ruch protestu młodzieży stanowił zjawisko z punktu widzenia społecznego pozytywne i napawające optymizmem; świadczył o istnieniu autentycznego i powszechnego zaangażowania obywatelskiego. Fakt, że ów spontaniczny ruch spotkał się nie ze zrozumieniem, lecz z represjami — czy to z przemocą fizyczną, jaką była akcja milicyjna w dniu 8 marca i następnych, czy to z późniejszymi aresztowaniami i sankcjami dyscyplinarnymi — dowodzi jedynie, że jakieś mechanizmy w naszej organizacji społecznej są nie dość elastyczne, by młode pokolenie mogło w ich ramach dążyć do urzeczywistnienia swoich ideałów.
6 maja
Bartosz Kaliski, Przerzut od Giedroycia, „Karta” nr 40, 2004.
[Maciej] Kozłowski przyszedł wczoraj z przesłuchania na obiad i zaczął mówić, że prowadzący śledztwo zarzucił mu szpiegostwo: „No i przy tym kara dożywotniego więzienia, ew[entualnie] śmierci”. Mimo pociechy, że chyba tak źle nie będzie, Kozłowski [powiedział]: „Niestety, kładzie mnie ten list redaktora «Kultury», gdzie są dyrektywy, co mam zebrać, zrobić, i z tego się nie wykręcę. Listu tego oraz innych notatek nie mogłem zniszczyć, gdyż znajdowały się w samochodzie [...], do którego nie miałem dostępu. Gdy prowadziłem wóz, a obok mnie siedzieli pracownicy MSW — pierwszy samochód jechał z matką i kobietą zatrzymaną ze mną, a ja jechałem za nimi w kierunku Warszawy — miałem spowodować wypadek; obmyślałem różne warianty, ale w każdym z nich była niepewność: jak ja z tego wypadku wyjdę i czy będę zdolny do ew[entualnego] zabrania, zniszczenia [notatek] czy ucieczki. W tym wszystkim przeszkadzała matka, gdyż to wszystko mogłoby się dziać na jej oczach”.
30 maja
Bartosz Kaliski, Przerzut od Giedroycia, „Karta” nr 40, 2004.
Przyczynę odmowy składania wyjaśnień [Jakub] Karpiński uzasadnia — że każdy temat z oficerem śledczym jest dla niego niekorzystny z uwagi tej, że musi mówić o ludziach, a następnie o faktach. [...]
Jest uprzedzony do ludzi, którzy wyjaśniają i przyznają się, wyraża się o nich, że są współpracownikami MSW. W swoich rozmowach wychwala Michnika, a ujemnie natomiast wyraża się o Szlajferze. Nie wierzy, aby doszło do rozprawy sądowej.
Do końca trwającego śledztwa nie odpowie na żadne pytanie śledczemu i, jak dotychczas, odpowiedź będzie ta sama: „Pragnę korzystać z przysługującej mi odmowy składania wyjaśnień”. Nie odpowie nawet na pytania, które dla niego nie posiadałyby znaczenia. Tak postanowił.
9 czerwca
Bartosz Kaliski, Przerzut od Giedroycia, „Karta” nr 40, 2004.
Maciek [Kozłowski] mówi: „Na pewno zapewnili jej bezkarność, puszczą do domu — a ta sypie, na pewno odetnie się od całej grupy — skompromituje «Kulturę», Giedroycia, Wolną Europę, nas. Okazuje się, że nie poznałem się na niej, zawiodła nas, [Maria] Tworkowska na pewno złoży oświadczenie [...] mogą to wydrukować w prasie — straszna kompromitacja. Stworzą międzynarodową organizację działającą na terenie Francji, Czech, Polski; głowa mi pęka, gdy uświadomię sobie tragizm sytuacji, jaki stworzyła Tworkowska”. [...] [Kozłowski] jest zdezorientowany, co z sobą dalej robić. Podpowiadam, że Tworkowska wyjdzie na bohatera, a Maciek będzie przestępcą i [będzie] siedział dziesięć lat więzienia. Maciek przyznaje rację. Śledztwo powinno wykorzystać słabość Maćka.
13 czerwca
Bartosz Kaliski, Przerzut od Giedroycia, „Karta” nr 40, 2004.
Po dzisiejszym przedpołudniowym przesłuchaniu [Maria Tworkowska] była bardzo zdenerwowana i zaniepokojona tym, że [Maciej] Kozłowski zeznaje zupełnie niepotrzebne rzeczy, mianowicie to, że przekroczył granicę nielegalnie. Tworkowska mówi, że „gimnastykowała” się przed oficerem śledczym tak długo, żeby nic konkretnego na ten temat nie powiedzieć, aż raptem oficer jej daje do przeczytania to, co zeznał Kozłowski.
Mówi, że zaprzeczyła temu, że ona o tym wiedziała. Powiedziała, że owszem, była rozmowa na ten temat w towarzystwie, ale utrzymywała to cały czas zeznając, że myślała po prostu, że Kozłowski to opowiadał w formie humoru — nie przyznała się do tego absolutnie, że ona o tym wiedziała. Mówi, że ma wrażenie, że chyba nie będzie taki głupi i nie powie, po co ona przyjechała w maju 1969 do Warszawy. [...] Tworkowska mówi, że ma przynajmniej tę przyjemność, że to nie wyszło od niej.
16 czerwca
Bartosz Kaliski, Przerzut od Giedroycia, „Karta” nr 40, 2004.
Projekt stworzenia zorganizowanej grupy zajmującej się działalnością polityczną powstał wkrótce po 8 marca 1968. Ogólnym celem działalności miała być akcja propagandowa prowadzona za pomocą ulotek i publikacji typu biuletynu informacyjnego. Braliśmy także pod uwagę akcję pomocy finansowej dla osób aresztowanych po marcu ubiegłego roku. [...]
Pamiętam, że w miesiącach marcu i kwietniu ubiegłego roku rozpatrywana była kwestia powstania grup o charakterze terrorystycznym. Zakładaliśmy, że nikt z nas nie będzie prowadził takiej działalności, ale możemy przygotować się na współpracę z grupami, które będą prowadziły taką działalność i możemy udzielić im pomocy instruktażowej. [Jerzy] Ćwirko-Godycki zaproponował mi, jako fachowcowi stykającemu się z chemią, znalezienie recept na produkcję środków łzawiących i dymnych. Zrobiłem środek cuchnący — merkaptan etylu. Środek ten w fiolce przekazałem Ćwirko-Godyckiemu. Nie wiem jednak, czy środek ten został kiedykolwiek użyty. [...] Ćwirko-Godycki zgłosił także projekt malowania środkami cuchnącymi drzwi osób, które naszym zdaniem współpracują z władzami bezpieczeństwa. Zbierał on dane odnośnie takich osób.
Zbieraliśmy [...] ulotki, rezolucje i inne dokumenty ukazujące się w Warszawie po marcu 1968. Każdy z nas, jeżeli otrzymywał taki dokument, przynosił Zofii Ćwirko-Godyckiej. Także każda z osób działających w naszej grupie miała kontakt z grupami studenckimi działającymi na terenie całej Polski. Ja utrzymywałem kontakt z Markiem Głogoczowskim działającym w Krakowie.
18 czerwca
Bartosz Kaliski, Przerzut od Giedroycia, „Karta” nr 40, 2004.
Obserwacja jego [Jana Krzysztofa Kelusa] zachowania pozwala wnioskować, iż jego nonszalancki stosunek do śledztwa zaczyna ulegać zmianie. Zamiast zadawania mu pytań o konkrety, prowadzone są rozmowy refleksyjne, mające na celu okrężnie wykazać mu, że tam, gdzie jest kilka osób w sprawie, dla władz jest wszystko jedno, czy wszyscy mówią, czy też tylko kilka osób. „Niestety” prawdą jest, że „oni” [władza] dotrzymują przyrzeczeń odnośnie łagodniejszego potraktowania w sprawie, a nawet zwolnienia, na co są liczne dowody pomarcowe i dlatego ludzie — w trosce o siebie — idą na to.
23 czerwca
Bartosz Kaliski, Przerzut od Giedroycia, „Karta” nr 40, 2004.
[Jan Krzysztof] Kelus jest nienormalnie podejrzliwy, według jego poglądów połowa społeczeństwa to agenci Służby Bezpieczeństwa, wszędzie są układane gry. Dlatego rozmowy z nim, aczkolwiek już nieco głębsze, muszą być prowadzone na wpół żartobliwie.
26 czerwca
Bartosz Kaliski, Przerzut od Giedroycia, „Karta” nr 40, 2004.
Zaczynam rozmowę, [mówiąc,] że widzę, że od dwóch dni Maciek [Kozłowski] zmizerniał na twarzy, spadł z wagi — co w taki sposób wpływa na niego? Maciek mówi: „Od dwóch dni jestem w wojnie psychologicznej — nie jestem tuzem i nie wiem, czy wytrzymam”. [...] [Mówię:] „Tracisz, Maciuś, zdrowie, nie chcąc potwierdzić tego, co i tak wiedzą — może im tylko o to chodzi. I czy jest sens być upartym? Potwierdzisz i będziesz miał spokój”. [...] Podpowiadam: „Maciuś, gdy tylko zorientujesz się, że napór śledztwa będzie większy, nie trać zdrowia, ujawnij o [Krzysztofie] Szymborskim, [Marii] Tworkowskiej — oni i tak wiedzą — nie odkrywasz Ameryki, może tym ich zadowolisz”. [...] Huraganowy atak od rana do wieczora, z króciutkimi przerwami na posiłek, rozsypuje Maćka kompletnie. Prowadzący śledztwo dobrze „rozbija” Maćka. Chodzi o ciągłość w czasie prowadzenia śledztwa — przerwy powodują odprężenie psychiczne Maćka i utrudniają Maćkowi rozpoczęcie składania wyjaśnień.
27 czerwca
Bartosz Kaliski, Przerzut od Giedroycia, „Karta” nr 40, 2004.
Od kilku dni [Jan Krzysztof] Kelus toczy wewnętrzną walkę między romantyczną szlachetnością a interesem osobistym, który skorzystałby, gdyby zaczął składać zeznania. Trafił mu do przekonania argument z rozmowy, w myśl którego nie wszyscy obecnie aresztowani pod zarzutem z artykułu 5 m[ałego] k[odeksu] k[arnego] [wejście w porozumienie z wrogą organizacją działającą na szkodę Polski] będą mieli ten artykuł utrzymany. Ale na pewno czołowi działacze sprawy będą z tego artykułu odpowiadali, zaś zaszeregowanie do działaczy czołowych jest rzeczą arbitralną i na pewno wyniknie nie tylko z faktów, ale też z oceny samego człowieka.
2 lipca
Bartosz Kaliski, Przerzut od Giedroycia, „Karta” nr 40, 2004.
W połowie maja 1969 razem z Marią Tworkowską udałem się samochodem marki „Morris” do Jerzego Giedroycia w Maisons-Laffitte k[oło] Paryża. Celem naszego wyjazdu było omówienie z Giedroyciem, jakie książki może nam wydać dla przerzutu ich przez Czechosłowację do Polski. [...] W toku dalszej rozmowy poinformował on nas, że interesują go zagadnienia polityczne w Czechosłowacji i oczekuje od nas jakiegoś wtyku, aby wydrukować go w „Kulturze”. Szczególnie chodziło mu o aktualną sytuację polityczną. [...] Giedroyc powiedział, że opracuje dla nas notatkę z wytycznymi i prześle ją pocztą. [...] dał mi kilkaset franków francuskich i marek zachodnioniemieckich na pokrycie kosztów związanych z wyjazdem moim i Tworkowskiej do Czechosłowacji.
8 lipca
Bartosz Kaliski, Przerzut od Giedroycia, „Karta” nr 40, 2004.
Po powrocie z przedpołudniowego przesłuchania [Jakub] Karpiński zwrócił się do mnie, że on też był na przesłuchaniu, a raczej na półtoragodzinnym monologu oficera śledczego, gdyż konsekwentnie realizuje swoje postanowienie nieodpowiadania na pytania. Powiedział również, że parokrotnie zwrócono mu uwagę na jego uśmieszki, jakie wywoływały na jego twarzy wywody oficera śledczego, iż nie ma się z czego śmiać, ponieważ sprawa jest bardzo poważna. [...]
Poza tym bez przerwy prawie siedzi nad książkami, zajmując się przede wszystkim nauką hiszpańskiego, wykorzystując każdą wolną chwilę. Tak, jak to wczoraj podałem w poprzedniej notatce, znać po nim duże przygnębienie.
17 lipca
Bartosz Kaliski, Przerzut od Giedroycia, „Karta” nr 40, 2004.
[...] [Jan Krzysztof Kelus twierdzi, że] „słuszne były prognostyki powiedziane mu po przyjściu do więzienia, że w każdej sprawie przed aresztowaniem wszyscy przysięgają sobie solidarność, a później zeznają. Najgorzej wychodzą niestety ci, którzy takie słowa traktują poważnie.” Na marginesie tej wypowiedzi Kelus jednoznacznie stwierdza, że będzie musiał zeznawać, lecz po kozacku przysięga, że ustosunkuje się tylko do faktów już znanych władzom, nie poda żadnej nowej osoby, a jedynie sprostuje niektóre nieścisłości, które tendencyjnie mogły przeniknąć do zeznań innych osób.
25 lipca
Bartosz Kaliski, Przerzut od Giedroycia, „Karta” nr 40, 2004.
Duże wrażenie wywarła na nim [Janie Krzysztofie Kelusie] rozmowa z nieznanym mu dotąd przedstawicielem Służby Bezpieczeństwa, którego określił jako wyjątkowo rzeczowego, inteligentnego i sympatycznego człowieka. W czasie tej rozmowy pokazano mu fotokopię listu, jaki miała z Paryża [Maria] Tworkowska. List był podpisany przez Giedroycia [...].
Powiedziano mu, że taki list może być podstawą do kwalifikacji czynu z artykułu 7 m[ałego] k[odeksu] k[arnego], z czym Kelus w rozmowie nie zgadza się. Mimo to sam list wywarł na nim wielkie wrażenie i twierdzi kategorycznie, iż nie wiedział nic o tak głębokim zaangażowaniu Tworkowskiej i aż takiej głupocie jej mocodawców z Paryża.
28 lipca
Bartosz Kaliski, Przerzut od Giedroycia, „Karta” nr 40, 2004.
Dochodzenie w sprawie naszych kolegów [z Klubu Wysokogórskiego] Kozłowskiego i Mroza może nareszcie wyjaśnić zgniliznę polityczno-moralną, jaka zapanowała u nas w Klubie. Od lat wiadomo było, jaki stosunek do naszej rzeczywistości posiada grupa krakowskich taterników reprezentowana przez Mroza, Heinricha, Walę, Popko i innych. Ludzie ci wielokrotnie publicznie wyrażali swój negatywny stosunek do polskiej rzeczywistości. Liczne powiązania z polską emigracją na Zachodzie ułatwiały im wyjazdy, uzyskiwanie zaproszeń, pomoc [...] za udzielane informacje i obszczekiwanie. W czasie obozów w Morskim Oku Chrobak i Heinrich prowadzili „tajne” rozmowy z Mrozem i Kozłowskim — czuć było atmosferę konspiracji, gdyż unikali naszego towarzystwa. [...]
Trzeba więc skończyć z tym środowiskiem, a wy dajecie im paszporty i zezwalacie na to, aby poza granicami kraju prowadzili wrogą nam działalność. Wybaczcie, że piszę o tym anonimowo, ale chcę żyć i wspinać się w Tatrach w dobrej atmosferze. Gdyby się koledzy z Klubu dowiedzieli, że to ja pisałem, wówczas nie mógłbym nigdy już iść na wspinaczkę nie lękając się o życie — a o wypadek w Tatrach nietrudno. Oddany Wam szczerze taternik. Zróbcie coś, Panowie, w imię dobra naszego Kraju.
30 lipca
Bartosz Kaliski, Przerzut od Giedroycia, „Karta” nr 40, 2004.
W tym miejscu chciałbym dodać, że w związku z zacytowanym mi fragmentem wyjaśnień [Marii] Tworkowskiej pierwszy raz słyszę używane przez nią sformułowania, jak na przykład „kanał przerzutowy”, „zabezpieczenie transportu”, „grupa praska”. Używanie tego rodzaju określeń, którymi Tworkowska w rozmowach ze mną nigdy się nie posługiwała, sugeruje istnienie dobrze zorganizowanej i zakonspirowanej grupy. Grupa taka nie istniała. Podobnie nie istniał żaden konkretny plan stałego przewożenia książek z Paryża do Warszawy.
5 sierpnia
Bartosz Kaliski, Przerzut od Giedroycia, „Karta” nr 40, 2004.
Ustawiam Maćka [Kozłowskiego], ażeby docenił [...] i szanował dobrego oficera, żeby nie dopuścił do takiego postępowania, ażeby wrócił do prowadzenia śledztwa p. Henio [Świerczyński], ale tutaj przede wszystkim jest potrzeba składania pełnych wyjaśnień oficerowi. [Powiedziałem:] „Tym bardziej że to, czego nie chciałeś wyjaśniać kulturalnym oficerom, wyjaśniłeś p. Heniowi”. Także radziłem mu unikać konfliktów z oficerami, wyjaśniać, „gdyż i tak będziesz wyjaśniał — gdyż jesteś bardzo słaby psychicznie i każdy gwałtowny atak, krzyk i śledztwo na okrągło łamie cię i mówisz. A unikniesz tego nie prowadząc do stanów zapalnych między tobą a oficerem śledczym”.
Maciek przyznał mi rację — będzie wyjaśniał [...] stwierdza, że nie ma nic do ukrycia, gdyż [Maria] Tworkowska i [Krzysztof] Szymborski wszystko powiedzieli.
11 sierpnia
Bartosz Kaliski, Przerzut od Giedroycia, „Karta” nr 40, 2004.
Ponoszę całkowitą odpowiedzialność za rozpowszechnienie tych książek. Udział Urszuli Sikorskiej określić można jedynie jako pomoc w przewożeniu i przechowywaniu. Maciej Włodek nie ma z tym nic wspólnego — żadnych książek ode mnie nie otrzymał, co wyjaśnię później.
Odmawiam udzielenia informacji, jakim osobom rozdawałem książki.
18 sierpnia
Bartosz Kaliski, Przerzut od Giedroycia, „Karta” nr 40, 2004.
Giedroyc otrzymał ostatnio od [Jiřího] Lederera i [Heleny] Stachovej informacje o aresztowaniach i przesłuchaniach na terenie Czechosłowacji związanych ze sprawą Kozłowskiego. W liście do Giedroycia Stachová wyraża swe oburzenie zachowaniem się Kozłowskiego w CSRS. Twierdzi, że Kozłowski naraził wiele osób na przesłuchania przez władze czeskie. Odpowiedzialnością za to obarcza Giedroycia, zarzucając mu brak rozsądku. Konsekwencją takiej sytuacji będzie według Stachovej brak chęci do jakichkolwiek kontaktów z Giedroyciem w przyszłości. W podobnym tonie utrzymany był list Lederera, który poinformował Giedroycia, by nie liczył w przyszłości na niego.
Giedroyc jest zmartwiony takim obrotem sprawy. [...] Giedroyc jest przekonany, że przygotowywany proces będzie wymierzony głównie przeciwko „Kulturze” i jego osobie. Proces spowoduje, jego zdaniem, zastraszenie osób kontaktujących się z „Kulturą”. Mimo że Giedroyc otrzymuje informacje na temat aresztowanych (np. że „Kozłowski i Tworkowska sypią”), nie orientuje się jednak, jakie zarzuty mogą być postawione Kozłowskiemu i do czego przyznał się w śledztwie. Kozłowski był stałym gościem Giedroycia, dużo wie i posiadał bardzo rozległe kontakty w Paryżu. Wszystko to niepokoi Giedroycia i skłania go do rozmaitych przypuszczeń. Bierze pod uwagę możliwość, że Kozłowski mógł być naszym agentem.
30 września
Bartosz Kaliski, Przerzut od Giedroycia, „Karta” nr 40, 2004.
Po wczorajszym przesłuchaniu [Jan Krzysztof] Kelus wrócił przekonany, że [Jakub] Karpiński składa wyjaśnienia. Argumentacja oficera była bardzo przekonywająca. [...] Jak powiedział Kelus, zna bardzo dobrze mentalność Karpińskiego i relacja oficera jest absolutnie zgodna z tym, jak Karpiński mógł się w takiej sytuacji zachować. Kelus będąc przekonany, że Karpiński składa wyjaśnienia, powiedział, iż obecnie odpadają wszystkie jego problemy związane ze składaniem przez niego wyjaśnień. Oficer przesłuchujący Kelusa zapowiedział mu udzielenie jeszcze dalszych informacji. Kelus czeka na nie, bo one mają rozwiać i tak już minimalne wątpliwości.
[...] Kelus bardzo mocno przeżywa obecne stadia sprawy. Wczorajszą noc spędził na rozmyślaniach i dziś rano był półprzytomny, zasypiał przy czytaniu książki, którą wziął do ręki raczej dla pretekstu. Kelus tak bardzo przeżywa uzyskane wiadomości, że nawet nie czyta prasy, w tym i doniesień z Czechosłowacji, a tak bardzo pasjonował się tym zagadnieniem. Jego stan psychiczny wskazuje na to, że jest bliski załamania.
1 października
Bartosz Kaliski, Przerzut od Giedroycia, „Karta” nr 40, 2004.
Jakkolwiek podjęcie przeze mnie działalności przerzutowej po przyjeździe do Paryża ze Spitsbergenu [jesienią 1968] i formy tej działalności były zbieżne z formami omówionymi przez [Krzysztofa] Szymborskiego z [Jerzym] Giedroyciem, to jednak ja działalność tę podjąłem nie wiedząc i nie będąc poinformowany, że sprawy te omawiali Szymborski z Giedroyciem. Z inicjatywą przerzutu wydawnictw „Kultury” przez Czechosłowację wystąpiłem sam po styczniowym nielegalnym pobycie w Polsce, bowiem uznałem, że jest to jedyna droga przerzutowa przez Czechosłowację, skąd nielegalnie przeszedłem do Polski, pomysł zaś przerzucenia wydawnictw „Kultury” dla jej kolportowania w kraju podjąłem także sam w czasie rozmowy z Maciejem Włodkiem w Krakowie.
18 października
Bartosz Kaliski, Przerzut od Giedroycia, „Karta” nr 40, 2004.
Tak, przyznaję się do zarzutu przedstawionego mi w dniu 27 października 1969, przyznaję się do popełnienia przestępstwa z artykułu 5 m[ałego] k[odeksu] k[karnego]. Do przedstawionego mi zarzutu wnoszę zastrzeżenia. [...]
W mieszkaniu Stachovej, na maszynie do pisania przywiezionej z Paryża, wspólnie z moją matką sporządziłem z maszynopisów matryce, które również przywiozłem z Paryża. [...] 25 maja 1969 wraz z Marią Tworkowską i moją matką wyjechałem z Pragi do Smokowca. Wyjeżdżając z Pragi nie wiedziałem jeszcze, w jaki sposób przywiezione książki i biuletyn przerzucę do Polski. Zamierzałem je zanieść w góry i zawiadomić o tym [Macieja] Włodka, względnie pozostawić u [Pavla] Čarnogurskiego lub [Juliusa] Kerteša w Popradzie.
27 października
Bartosz Kaliski, Przerzut od Giedroycia, „Karta” nr 40, 2004.
Gdy w końcu marca [1969] poznałam M[acieja] Kozłowskiego, moje poglądy polityczno-społeczne były w bardzo ogólnym zarysie podobne do tych, jakie reprezentował Kozłowski. Nigdy jednak nie uważałam za wskazane podejmowanie jakiejkolwiek działalności, ponieważ poglądy moje były mało sprecyzowane i bardzo subiektywne, a nadto nie mam żadnych predyspozycji w tym kierunku. Wprawdzie początkowo sugestia Kozłowskiego o utworzeniu grupy młodej emigracji wydała mi się bezcelowa w sensie konkretnej działalności, to jednak dałam się łatwo przekonać, ponieważ ludzie, z którymi rozmawiałam, byli sympatyczni, głosili idee, które wydawały mi się słuszne, a przede wszystkim, mając kłopoty natury osobistej, odczuwałam potrzebę związania się z jakimś gronem ludzi. [...]
Wszelka działalność nielegalna wydaje mi się obecnie szkodliwa, ponieważ zamiast prowadzić w kierunku pożądanych zmian i przyspieszać proces demokratyzacji, hamuje je raczej, wprowadzając zamęt w społeczeństwie. W dodatku naraża zaangażowane w nią osoby na marnowanie życia w więzieniu oraz cały szereg innych osób na niepotrzebne nieprzyjemności. W konkretnym przypadku grupy, do której należałam, oceniam obecnie naszą działalność jako głęboko naiwną. W konkluzji postanawiam nigdy żadnej działalności nielegalnej nie podejmować.
24 listopada
Bartosz Kaliski, Przerzut od Giedroycia, „Karta” nr 40, 2004.
[Jan Krzysztof Kelus] zaczyna nawet mieć wątpliwości, czy w dotychczasowych wyjaśnieniach nie powiedział za dużo. W szczególności odnosi się to do wyjaśnień związanych z osobą Jakuba Karpińskiego. [Kelus] boi się, iż Karpiński mógł nie złożyć tych wyjaśnień, o czym go przekonywał przesłuchujący i w efekcie może mieć do niego duże pretensje. A na Karpińskim bardzo mu zależy. Wspominając o Karpińskim powiedział, że jest to osoba najpoważniej zaangażowana, która najwięcej zrobiła. Karpiński jednak był bardzo ostrożny i sam kontaktował się z niewielką ilością osób.
13 stycznia
Bartosz Kaliski, Przerzut od Giedroycia, „Karta” nr 40, 2004.
Akt oskarżenia stwierdza, że Jerzy Giedroyc, redaktor „Kultury”, działa w imieniu obcej organizacji, nie precyzując jednak, o jaką organizację chodzi. [...] Sądzę, że akt oskarżenia uważa za ową obcą organizację sam Instytut Literacki, Jerzego Giedroycia i jego dwoje współpracowników — małżonków Hertzów, ewentualnie korespondentów „Kultury”. Zdaje się, że nazwanie zespołu pracowników „Kultury” obcą organizacją wynika z faktu, że prokurator przyjął tezę zawartą w opinii [biegłego] Janusza Kolczyńskiego, a z opinii tej wynika, jakoby istniały jakieś powiązania między Instytutem Literackim a jakimiś znowu bliżej nie sprecyzowanymi organizacjami amerykańskimi. Chciałem tu kategorycznie stwierdzić, że [...] „Kultura” jest tym, za co się sama przedstawia, to znaczy polskim, niezależnym ośrodkiem emigracyjnym, bez jakichkolwiek powiązań z jakimkolwiek obcym państwem. [...]
[...] Uważam, że to, co robiłem, nie stanowiło przestępstwa, a co więcej, uważam, że to, co robiłem, nie miało charakteru szkodliwego. [...] Po pierwsze, to było opublikowanie paru artykułów, po drugie, to było przewiezienie do Polski szeregu książek, po trzecie, to było zredagowanie i powielenie „Biuletynu Niecenzurowanego”. [...]
To byłoby wszystko. To byłaby cała moja działalność, jak powiedziałem, która obracała się wyłącznie w sferze wymiany poglądów. Dlatego też wahałbym się przed określeniem mojej działalności słowami „działalność polityczna”.
Warszawa, 9 lutego
Bartosz Kaliski, Przerzut od Giedoycia, „Karta” nr 40, 2004.
[...] nie wiem znowu, czy metody [stosowane w śledztwie] były prawidłowe czy nieprawidłowe, wiem, że były najogólniej rzecz biorąc nieprzyjemne. Ja myślę tutaj i o krzyku, i o próbach wywierania presji przez groźby, rozmaitego zresztą rodzaju [...], że jeżeli nie udzielę bardzo szczegółowych informacji o wszystkich osobach, które przychodziły do mnie do domu, to będzie przesłuchiwana na tę okoliczność moja rodzina, w szczególności moja wówczas 87-letnia, obecnie nieżyjąca już babka, przy czym to stwierdzenie opatrywano takim komentarzem: „Pani wie, osoby starsze na ogół bywają chore na serce, pani rozumie, że przesłuchanie jest wielkim przeżyciem, to może się skończyć tragicznie”.
[...] bardzo często zdarzały się sytuacje takie, w których niesłychanie gruntownie zajmowano się moim życiem osobistym, niemającym zresztą nic wspólnego ze sprawą. Stosowano na bardzo dużą skalę blef, który być może jest metodą śledczą najzupełniej prawidłową, ale w momencie, kiedy ktoś jest odizolowany od wszelkich innych źródeł informacji i jedynym jego źródłem informacji są osoby, z którymi się styka na codziennych przesłuchaniach, to jest rzecz bardzo irytująca.
13 lutego
Bartosz Kaliski, Przerzut od Giedroycia, „Karta” nr 40, 2004.
Pod koniec stycznia lub może na początku lutego 1969 przyszedł do mnie Andrzej Mróz w towarzystwie mojego znajomego Macieja Włodka i tam odbyliśmy rozmowę, która właściwie była początkiem tych jakichś ustaleń, które są przedmiotem niniejszej sprawy. [...] To było na granicy kontaktów towarzyskich i na granicy jakiejś bardzo dużej improwizacji. W trakcie improwizacji czyniliśmy bardzo wiele błędów i za te błędy oczywiście wszyscy jesteśmy odpowiedzialni, to były błędy [...] dotyczące naszego działania, [...] [dotyczące] strony technicznej, powiedziałbym BHP naszego działania, natomiast co do strony poglądów i tych spraw — mówiąc szumnie — ideologicznych, które tutaj stały, to tu jakiejkolwiek śmieszności w tym nie widziałem i nie widzę i był to wyraz, i jest nadal wyraz, po prostu moich poglądów i przekonań.
17 lutego
Bartosz Kaliski, Przerzut od Giedroycia, „Karta” nr 40, 2004.
Szymborski zgłosił się do niego [Giedroycia] wówczas [we wrześniu 1968] z głową pełną różnych pomysłów: wydawać nielegalną gazetkę, opracować publikacje na temat wydarzeń marcowych. Nie wie jednak, jak to robić. Od czego zacząć. Przychodzi po poradę do Giedroycia. Ten, wykorzystując jego chęć działania, proponuje mu współpracę. [...] Byłoby jednak błędem twierdzić, że Szymborski zjawił się w Paryżu jako swoistego rodzaju niewiniątko, które dopiero tam wciągnięto na grzeszną drogę. Jest niewątpliwe — i sam oskarżony Szymborski to przyznał — że chciał wówczas kontynuować swą nielegalną działalność, jak to określił, opozycyjną.
[...] Szymborski nie zawiódł pokładanych w nim nadziei. Ludzie, którzy się do niego w kraju zgłaszali po materiały przeznaczone dla „Kultury” paryskiej, nigdy nie odchodzili z pustymi rękami.
19 lutego
Bartosz Kaliski, Przerzut od Giedoycia, „Karta” nr 40, 2004.
[...] mam prawo postawić tezę, że jeżeli chodzi o działalność oskarżonego Kozłowskiego, tego nieprzejednanego opozycjonisty w stosunku do polityki prowadzonej przez PZPR i przez władze państwowe na odcinku modelu socjalizmu, że jego działalność — śmiem twierdzić — nie miała nic wspólnego z działalnością Giedroycia. [...] Wszak jest chyba bezspornym i to wynika z materiału dowodowego, że Kozłowski zmierzał do zupełnie innych celów, a Giedroyc do zupełnie innych. [...] Giedroyc jest kilkadziesiąt lat poza krajem. Jest to człowiek, którego świadomość społeczna jest zupełnie inaczej uwarunkowana, człowiek, który w tej chwili w zasadzie nie rozumie procesów zachodzących w kraju. Jest to człowiek, który dlatego, że nie rozumie — nienawidzi [...] dlatego właśnie [nazwałbym go] jakimś tragicznym starcem z Maisons-Laffitte. Tak mnie się przedstawia ten Giedroyc. On nie jest dla mnie żadnym demonem, on jest za mały, żeby być demonem.
[...]
Oskarżony Kozłowski [...] odcierpiał winy owego tragicznego starca z Maisons-Laffitte, odcierpiał winy tych wszystkich, którzy w glorii i w sławie wykładają czy w Kanadzie, czy w Izraelu, wszystko jedno gdzie, i kroczą w aureoli męczenników. [...]
19 lutego
Bartosz Kaliski, Przerzut od Giedroycia, „Karta” nr 40, 2004.
Pragnę zwrócić uwagę Sądowi na fakt nienegowania przez oskarżoną [Małgorzatę Szpakowską], iż trudniła się ona w szerokim zakresie pomnażaniem owych tekstów, które następnie były przez nią i innych kolportowane. Oskarżona przed Sądem próbowała dociec, czy czyniła to na kolejnych czterech czy na pięciu maszynach do pisania, czy w mieszkaniu własnym, [Krzysztofa] Szymborskiego, [Marka] Tabina czy też wreszcie w przypadkowym wolnym mieszkaniu czasowo opuszczonym przez mieszkańców. Fakty te dobitnie charakteryzują napięcie woli wszechstronnego działania oskarżonej [...], czynną postawę po stronie opozycji, wykraczając pod względem czasu daleko poza chwile zemocjonowania w okresie tak zwanych wypadków marcowych.
W świetle powyższego nie wydaje się, aby oskarżona była bliska prawdy mówiąc przed Sądem, iż miała zwyczaj pisania dla siebie swoich myśli i poglądów jako twórczego wkładu do pracy naukowej jako doktorantki przy katedrze filozofii.
19 lutego
Bartosz Kaliski, Przerzut od Giedroycia, „Karta” nr 40, 2004.
Jakub Karpiński przed Wysokim Sądem, tak jak w śledztwie, skorzystał z zagwarantowanego mu w obowiązujących przepisach prawa nieskładania wyjaśnień, skorzystał z przysługujących mu w naszym państwie swobód obywatelskich. Ograniczył się do pseudowywodu na tematy dotyczące zasadności kwalifikacji prawnej czynu zarzucanego mu w akcie oskarżenia. Pozwolił sobie na nietakt użycia inwektywy przed Wysokim Sądem, chcąc w ten sposób zastąpić rzeczową analizę niepodważalnych faktów swej przestępczej działalności opisanej przed Sądem przez współoskarżonych Szymborskiego i Szpakowską oraz świadków Kelusa i Sikorską.
19 lutego
Bartosz Kaliski, Przerzut od Giedroycia, „Karta” nr 40, 2004.
Ja, prowadząc swoją działalność polityczną, byłem zgodny ze swoim sumieniem i jestem z nim zgodny w tej chwili. [...]
[...]Złożyłem w czasie śledztwa wyczerpujące wyjaśnienia. Nie kierowałem się jednak chęcią uniknięcia odpowiedzialności za swoje czyny. Chciałem jedynie w sposób możliwie obiektywny, o tyle, o ile to w mojej sytuacji było możliwe, przedstawić prawdę [...], nie chciałem również, aby jakaś cząstka odpowiedzialności, którą ja ponoszę, spadła na kogokolwiek innego.
Wysoki Sądzie, ja nie jestem politykiem, nigdy nim nie byłem i jak przypuszczam — nigdy nim nie będę. Ja ukończyłem wydział fizyki i moim powołaniem jest praca naukowa w tej dziedzinie. [...] Chciałbym prosić Wysoki Sąd jedynie o to, żeby przy orzekaniu kary, jaką powinienem ponieść za swoją działalność, wziął pod uwagę tę okoliczność, o której właśnie powiedziałem, jak również tę [...], że jeżeli społeczeństwo ma jeszcze odnieść jakąś korzyść z mojej pracy, z pracy w wybranym przeze mnie zawodzie, wybranym z zamiłowania, to przecież każdy miesiąc, każdy rok w więzieniu to jest strata, nie tylko dla mnie.
21 lutego
Bartosz Kaliski, Przerzut od Giedroycia, „Karta” nr 40, 2004.
Wysoki Sądzie, zgodnie z tym, co mówił tu przede mną Maciej Kozłowski, ja w działalności nikogo z oskarżonych nie mogę się dopatrzeć celu działania na szkodę państwa polskiego. Poza tym sądzę, że nie ma specjalnej potrzeby dodawania czegokolwiek do tego, co mówiłem ustosunkowując się do zarzutu i do tego, co mówił pan mecenas Stanisław Szczuka. Ja, Wysoki Sądzie, proszę o uniewinnienie nie tylko dla siebie, dla wszystkich oskarżonych.
21 lutego
Bartosz Kaliski, Przerzut od Giedroycia, „Karta” nr 40, 2004.
Od strony dowodowej proces był przygotowany dobrze. Zebrany w śledztwie bogaty materiał dowodowy (śledztwo prowadzili oficerowie Biura Śledczego MSW pod nadzorem Prokuratury Warszawskiej) został na rozprawie w pełni potwierdzony. Wypowiedzi polemiczne niektórych oskarżonych i obrońców nie dotyczyły faktów, tylko ich oceny.
Zespół sądzący (sędzia Sądu Wojewódzkiego R[yszard] Bodecki i dwóch ławników) był dobrze przygotowany i prowadził rozprawę z zachowaniem wszelkich wymogów prawa do swobodnego wypowiadania się stron, a jednocześnie bez przewlekłości i odbiegania od meritum sprawy (nie licząc niedziel i jednego dnia przerwy rozprawa trwała 12 dni, czasokres ten, przy tego rodzaju procesie, należy uznać za krótki). Przewodniczący zadawał oskarżonym i świadkom dużo pytań, którymi trafnie wydobywał istotne dla sprawy okoliczności.
Obsługa prasowa procesu również była dobrze zorganizowana. Publikacje o procesie w radio i prasie krajowej były rzeczowe, spokojne, wydobywające najistotniejsze treści demaskujące wrogą Polsce i socjalizmowi działalność oskarżonych oraz paryskiej „Kultury” i [Jerzego] Giedroycia. Zainteresowanie tymi publikacjami było duże, notowano sporo wypowiedzi w różnych środowiskach, że publikacji powinno być więcej i bardziej obszernych. [...]
W procesie niniejszym nie można mówić o działaniu przypadkowym czy bez rozeznania politycznego sprawców. Wszyscy oskarżeni to ludzie inteligentni, dojrzali, o ukształtowanych poglądach politycznych i społecznych, poza osk[arżoną] [Marią] Tworkowską zaangażowani od dłuższego czasu w walkę polityczną z władzą ludową. Ich cele i wola działania pokrywały się z działalnością paryskiej „Kultury” i jej redaktora Giedroycia. Dlatego też ich współdziałanie w szkodzeniu interesom politycznym PRL było łatwe w sensie stosunku psychicznego, a jeśli nie było owocne zgodnie z założeniami inspiratorów, to w każdym razie nie ich w tym zasługa, a więc wina wszystkich oskarżonych nie budzi żadnych wątpliwości.
25 lutego
Bartosz Kaliski, Przerzut od Giedroycia, „Karta” nr 40, 2004.